wtorek, 29 grudnia 2015

KIM JESTEŚMY?



jesteśmy tym, 
w co wierzymy...

słowa...

kiedy przestajemy używać pewnych słów 
w myślach i w mowie, 
nasz sposób odczuwania - istnienia
ulega wielkim zmianom.

wtorek, 29 września 2015

DWA DOMY I DRABINA

Śniła się czerwona, bardzo długa drabina, która jednocześnie w jakimś sensie była mostem łączącym różne miejsca w przestrzeni, nie tylki pionowo, ale także poziomo... Drabinę tę można było ustawiać pod różnymi kątami. 
Drabina... Tu jeszcze skojarzenie z DNA, które potencjalnie może łączyć nas "ze wszystkimi miejscami w kosmosie"... ?

środa, 5 sierpnia 2015

KOBYŁA I ŁANIA...

Dwa sny śnione w odległości ponad miesiąca, ale mające ze sobą wiele wspólnego...

25.06.2015
Szłam ulicą małego miasteczka . Szłam tuż przy chodniku, który znajdował się po mojej prawej stronie. Mały ruch, ludzi na ulicy nie było. Upalny dzień. Zobaczyłam przed sobą leżącego na ulicy, tuż przy chodniku po prawej stronie konia. klik.

Szłam tym chodnikiem, który wcześniej znajdował się po mojej prawej stronie  i  tym razem zobaczyłam kobyłę leżącą  na chodniku. Z boku za chodnikiem znajdowała się spora przestrzeń zarośnięta trawą. Tam obok kobyły leżały dwa małe źrebaki. Zbliżyłam się do nich. Kobyła przed chwilą urodziła dwa źrebiątka i cała trójka leżała wykończona tym aktem narodzin. Pogłaskałam z czułością leżącą kobyłę i zbliżyłam się do mniejszego źrebaka. Jego także pogłaskałam czule. Spojrzałam na kobyłę - w tym moim spojrzeniu na nią było pytanie:
- Czy mogę pomóc?
- Tak - odebrałam jej odpowiedź.
Delikatnie wsunęłam ręce pod tylne nogi źrebaka i pomogłam mu wstać. Źrebak utrzymał się na nogach i stał. Przyszły mi myśli:
- Co dalej mogę zrobić? Czy ktoś mógłby mi pomóc?
I przypomniałam sobie, że szef firmy, w której pracuję, ma stadninę koni.
- Może do niego powinnam zadzwonić, on przecież na pewno ma kontakty do weterynarzy...?
I obudziłam się. 

Po obudzeniu się z tego śnienia, zrozumiałam, że nie mogłam pomóc kobyle i źrebakom, ponieważ nie zaufałam sobie, nie zaufałam jeszcze całkowicie w swoje połączenie, nie otworzyłam się na możliwość udzielenia wsparcia w całkowitym zaufaniu w wewnętrzne prowadzenie...

Potem zapomniałam o tym śnie aż tu nagle... kolejny sen...

30.07.2015
Zima. Patrzę przez okno i widzę, że na ulicach dużego miasta spadł śnieg, dużo śniegu. Śniegiem zasypane ulice i auta. Wieczór lub noc. Światło latarń lub Księżyca oświetla przestrzeń, więc mimo nocy jest dosyć jasno. Jacyś mężczyźni przesuwają odśnieżony samochód pchając go z dosyć sporą prędkością. Dużo przy tym zabawy mają. klik.

Jadę samochodem z jakimiś ludźmi. Kierowcą jest kobieta. Jedziemy wolno, bo ulica jeszcze nie odśnieżona. Wygląda na to, że jest wieczór, światło takie samo jak wcześniej, ale ruch na ulicy i na chodniku jak "w godzinach szczytu". Nagle zatrzymaliśmy się, ponieważ coś stuknęło w samochód. Kobieta prowadząca samochód wyszła na zewnątrz, by sprawdzić, co to było. Wróciła i powiedziała, że to róg jelonka stuknął o samochód. Zaczęłam się rozglądać. Na chodniku spostrzegłam spory tłumek ludzi otaczający łanię stojącą do mnie tyłem. Nie wiem, jak to możliwe, bo dzieliła nas spora odległość, ale zobaczyłam, że z jej pochwy wystaje maleńki róg jelonka. 

Wyszłam z samochodu, podeszłam do łani. Jej sierść i zad były czarne i błyszczały srebrzyście mieniąc się tęczowo-opalizująco w świetle latarń lub Księżyca. Czułam wielkie napięcie i spory niepokój, a może nawet strach łani. Wiedziałam, że łania rodzi, ale ma jakieś problemy. Pogłaskałam ją i poczułam przyzwolenie, zaproszenie, aby jej pomóc. Zaczęłam delikatnie, masować jej zad i okolice pochwy. Wiedziałam jak to robić, wiedziałam, jakiej pomocy łania potrzebuje i jak mogę to zrobić. Łania trochę się uspokoiła. Jej wagina zaczęła się powoli rozszerzać. Masowałam ją dalej, aż zaczął wyłaniać się łepek jelonka. Do tej pory łania stała, ale nagle osunęła się na ziemię zginając przednie nogi. Czułam, że łania potrzebuje innej pomocy. Uchwyciłam ją za zad i zaczęłam rozchylać jej "miednicę". Usłyszałam, jak łania wydała z siebie dźwięk aprobaty i wdzięczności. 

Koziołek wychodził... a między jego przednimi nóżkami pojawił się łepek małej sarenki. Stanowczo, ale też z wyczuciem trzymałam łanię w tym "rozwarciu". Kiedy koziołek i sarenka zaczęły razem wychodzić z pochwy, usłyszałam kolejny dźwięk - stęknięcie łani, który był informacją, że czas już, by poluzować ten uchwyt. Tak zrobiłam. Koziołek wyszedł cały, a teraz rodziła się sarenka...

W świetle widziałam czarną sierść łani. Jej wagina także była koloru czarnego. A nawet koziołek i sarenka. A sama łania... była bardzo duża, bardziej wyglądała na łosicę niż sarnę. Pomogłam jej urodzić bliźniaki: koziołka i sarenkę.

Poprosiłam stojących wokół ludzi, żeby zostawili zwierzaki w spokoju i pozwolili im odpocząć . 
- Gdy odpoczną, odejdą sobie tam, gdzie mają pójść. - powiedziałam.
I rzeczywiście, ludzie przyjęli te słowa ze zrozumieniem. Część stała nadal, a część się rozeszła...

Nie wiem, czy w tym śnie byłam człowiekiem, nie wiem w jakiej formie byłam w tym śnie... Jakbym była trochę bezosobowa...

08.08.2015

http://www.ifish.net/board/showthread.php?t=383248&highlight=black+doe



poniedziałek, 27 lipca 2015

PRZEBUDZENIE RYCERZA

23. lipca w górach Słonnych...

Nawet nieco zabawna wizja... w znacznie poszerzonym stanie świadomego śnienia na jawie...
Zobaczyłam fallusa, który kiedyś został "odcięty", a teraz na powrót scalił się z moim ciałem. I w tym momencie stałam się rycerzem (skojarzenie z "pasowaniem na rycerza"). Poczułam bardzo silną energię, piękną i potężną, wzmacniającą mnie - moją kobiecość oraz "krystaliczność" (?) tego, co "mam do zrobienia"... co ma się przejawić... Nastąpiła pełnia połączenia Animy i Animusa w mojej wewnętrznej Przestrzeni.

I odczuwam coraz pełniejszą harmonię Animy i Animusa w sobie... I coraz większą MIŁOŚĆ i ZROZUMIENIE w SOBIE... i wolność, także wobec innych - cząstek SIEBIE jako Całości, Jedni...

Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję... 
hejano hej nej joł łej...




Dla Przebudzonego Rycerza nie ma nic obraźliwego w czynach bliźnich. Może zostać zraniony, ale nigdy urażony...

MAGICZNE SKOKI

17. lipca

Latałam robiąc "magiczne skoki". Ich magia polegała na tym, że ruch odbywał się w spowolniony sposób, a przestrzeń zaginała się i odkształcała wtedy, gdy wykonywałam te skoki. W ten sposób przekazywałam ludziom pewną wiedzę, ale nie wszyscy jeszcze byli gotowi na jej przyjęcie i zrozumienie. W zasadzie to jeszcze mało kto był gotowy...

- By skoczyć w nieznane, musisz mieć śmiałość, czyste serce i czysty umysł... Tylko z nimi zdołasz wytłumaczyć sobie i innym skarby, które być może znajdziesz w innych światach w świadomym śnieniu.

- Nie istnieje taki rytuał, który mógłby kogoś oczyścić. Oczyszczenie pochodzi z wewnątrz. To osobisty, samotny (samodzielny) proces. Choć pomagają nam w nim się "osadzić" różni sprzymierzeńcy i przewodnicy.

- W świecie śniących świadomie- świadomych podróży do innych, równoległych światów - istnieje coś jak pewna bariera, której strzegą różni strażnicy (sprzymierzeńcy), a którzy nie dopuszczają do tego świata bojaźliwych i nieprzygotowanych dusz. Potrzeba ogromnej odwagi, siły w sensie energii, by tę barierę przekroczyć. Ci strażnicy to różnego rodzaju "potwory": smoki, różne istoty demoniczne albo anielskie, które oczywiście są tylko bezosobową energią - wibracjami energii. I tylko my sami, poprzez nasze lęki przekształcamy te energie czasami w różnego rodzaju "piekielne" stwory-potwory. (spotkanie ze strażnikami).

- Odejście zwykłego "ja-ego", to najtrudniejsze i najważniejsze, co można zrobić, aby zacząć śnić świadomie. Śniąc świadomie na jawie mamy dostęp do wiedzy bezpośredniej - Milczącej Wiedzy.

- Spotkanie z cieniem to droga do pełni.

- "Bojaźliwe dusze" śnią sny innych dusz. I są tego nieświadome.

- Zaufanie do procesów zachodzących w stanach podwyższonej świadomości a także w snach oraz otwarcie na rozpoznawanie ich znaczenia, to podstawa naszego rozwoju...

- Moje "ciało energetyczne" jest wieczne i nieskończone...

NIESKAZITELNI RYCERZE I ZMORA

16/17 lipca

Sen 2.
Jechałam samochodem i w pewnym momencie w pośladek uszczypnęła mnie Zmora. Trochę mnie to zaskoczyło, ale śmiałam się z tego, że robi mi takie żarty.

Jechałam dalej i dojechałam do miejsca na skraju lasu, gdzie stał maleńki domek. Mieszkał w nim młody mężczyzna Strażnik lasu. Siedzieliśmy sobie przed jego chatką i obserwowaliśmy las...(...)
Otrzymałam informację, że część ludzi, która jest na to gotowa, łączy się nie tylko świadomie, ale także zaczyna w równoległej rzeczywistości integrować się ze swoimi "zwierzętami mocy".

Sen 3.
Dotarłam do innej części lasu, za którym widziałam trawiaste stepy lub sawannę. Z lasu wychodzili ludzie bardzo kolorowo ubrani; przeważały kolory pomarańczowe i różowe jako tła dla różnokolorowych geometrycznych wzorów. Ci ludzie wyglądali pięknie, ale wyczuwałam w nich napięcie i niepokój. Wiedziałam, że uciekają przed Zmorą... Przeszłam w inną stroną, gdzie znajdowała się mała osada. Klik.

Siedziałam na ziemi. Na przeciw mnie siedziała piękna kobieta o długich falujących blond włosach. Wiedziałam, że jest kimś w rodzaju wiedzmy - mądrej kobiety z wiedzą, która w tej społeczności pełniła ważną funkcję. Spojrzałam na swoją klatkę piersiową i spostrzegłam na sobie coś jak srebrzystą kolczugę - widziałam jej fragment połyskujący delikatnie na lewej piersi, ale zdecydowanie bardziej męskiej niż kobiecej. Po mojej lewej stronie leżał krótki mieczyk, który - co dziwne - wcale nie miał ostrza. Nie można by nim niczego przeciąć ani nikogo zranić. Delikatnie przykryłem go trawą. Odrobinę dalej, wzdłuż leżących bali drewnianych lub desek leżał dużo większy, srebrzyście połyskujący miecz. Przesunąłem go delikatnie głębiej pod deski, żeby nie budził w ludziach lęku. Ten miecz także nie był ani do cięcia ani do zabijania. Był... symbolicznym przedmiotem.

Do mnie i siedzącej na wprost kobiety wiedzmy podszedł mężczyzna i usiadł przy nas. Zaczęliśmy rozmowę o "kolorowych ludziach". Mężczyzna ten powiedział, że ludzie ci uciekali przed Zmorą. Wypowiedział nawet imię, jakie ci ludzie nadali owej Zmorze i dodał, że uciekali oni ze strachu przed nią bojąc się, że przyniesie im śmierć. 
- I tak ich dopadnie, prędzej czy później - dodał.

- Mnie też w drodze do was zmora "dopadła" i... uszczypnęła w pośladek - powiedziałem.
Mężczyzna zaśmiał się, wstał i nas opuścił.

Spytałem siedzącą kobietę, co według niej należałoby zrobić w obliczu śmierci?
- Różne rzeczy można zrobić. - powiedziała śmiejąc się i dodała: - A według ciebie? 
- Przyjąć śmierć z miłością w sercu i z ufnością.
Kobieta wyglądała na zaskoczoną:
- No tak, ale wtedy ten, kto zadaje śmierć, wie o tym, że przyjmujemy ją w taki sposób. - odpowiedziała, jakby to miało jakieś znaczenie i świadczyło o "słabości" wobec śmierci lub tego, kto ją "zadaje".
- A jakie to ma znaczenie w obliczu śmierci? - zapytałem z pokorą. - I co innego można zrobić?
- Różnie... można zastosować magiczne triki - odpowiedziała, ale w tym samym momencie zastygła w zamyśleniu. Po dłuższej chwili dodała:
- Tak, przyjęcie śmierci z miłością w sercu coś bardzo zmienia... to najprostszy sposób, by przejść przez bramę śmierci dalej... inaczej się pozostaje w "zaklętym kole".

Kiedy skończyliśmy rozmowę, kobieta wstała i odeszła. Siedziałem sam na skraju osady. Było cicho i spokojnie. Po chwili usłyszałem jak ludzie z tej osady zostali okrążeni... przez Zmorę(?) Nie panikowali. Część z nich biegała coś krzycząc, ale w rezultacie wszyscy zebrali się w środku osady. Zostali okrążeni przez "czarno-srebrzystych rycerzy". Nie widziałem tego, ale wiedziałem. Wiedziałem również, że tych wszystkich ludzi z osady czeka śmierć. Klik.

Podszedł do mnie i przykucnął na wprost piękny mężczyzna - czarny rycerz.
- Ty nie jesteś stąd - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Nie. Przybyłem tu w odwiedziny, w "gościnę".
Rycerz uśmiechnął się szerokim uśmiechem:
- Jest z tobą ktoś jeszcze?
- Tak, Karuna - odpowiedziałem mając na myśli piesę, której fizycznie przy mnie nie było.
- Co znaczy karuna? - zapytał.
- Miłość wszechogarniająca - odpowiedziałem i na tym skończył się nasz słowny dialog.
W tym momencie poczułam, że wzajemnie się przeniknęliśmy i zrozumiałam, co obaj robimy...
On był/jest z grupy "czarnych rycerzy" świadomych i nieskazitelnych przynoszących śmierć dla tych, co są gotowi na przyjęcie jej w nieskazitelny sposób. A ja byłam - jestem srebrzysto-szmaragdowym rycerzem-strażnikiem pewnej wiedzy dzielącym się nią z tymi, którzy na jej przyjęcie są gotowi. Wiedziałem, że kobieta, z którą przed chwilą rozmawiałem, umarła i przyjęła śmierć z miłością i ufnością, co pozwoli jej z większą świadomością wejść do kolejnego świata, kolejnej formy istnienia.
I że zdołała podzielić się tą wiedzą z innymi członkami tej społeczności.

Mężczyzna, który przejawił się jako ten czarny rycerz, uśmiechał się tak szczerym uśmiechem, jakby był kwintesencją tego uśmiechu... uśmiechu zrozumienia.

Po przebudzeniu miałam odczucie, że w tych dwóch snach przejawił się Animus zintegrowany(lub integrujący się we mnie poprzez to śnienie) z Animą czyli w pełni świadomy swoich różnych nieskazitelnych przejawów.

I pojawiło się skojarzenie - przypomnienie o Rycerzu, którego widziałam jako małe dziecko. Miałam wtedy około 4-5 lat i bawiąc się na wsi przy bramie prowadzącej do domu dziadków spojrzałam w niebo i zobaczyłam w górze, na niebie ogromną, bo zajmującą niemal jedną czwartą widzianego wtedy przeze mnie nieba, postać Archanioła Michała...  w zbroi i z wielkim mieczem w dłoniach... Czy to rzeczywiście to był miecz? Czy widziałam wtedy miecz? Czy może miecz był "nakładką kościelnych obrazów" na coś innego? Było to jednak głębokie, bardzo mocne i bardzo "realne" przeżycie, doświadczenie.



_________

Znalezione moim "Senniku":
"Od chwili narodzin do wieńczących proces życia:rozwiniętej samoświadomości i dojrzałości przechodzimy ewolucję naszej tożsamości. Aby rozwój ten zachodził w naturalny sposób, musimy przeżywać konfrontację ze śmiercią i odrodzeniem w chwili przemiany na każdym etapie życia np. z niemowlęcia w dziecko, z dziecka w dziewczynę lub młodzieńca, następnie w dorosłość i starość. Wskutek lęku przed bólem czy cierpieniem nie może być nam dana pełnia przeżyć.
Możemy nigdy nie zauważyć, że stanowimy część jednego, wielkiego organizmu. Ale nasze sny często symbolicznie to obrazują." W ten sposób przypominają nam o wiecznym aspekcie procesu życia i możliwościach osobistego rozwoju oraz zmian prowadzących do kolejnego odrodzenia."

"Sztuka życia jest sztuką umierania"... I o tym wiedzę przekazuje Tybetańska Księga Umarłych, która nie jest księgą dla umarłych, lecz dla żywych, którzy wchodzą w poszerzone stany świadomości, podobnie jak to się dzieje po śmierci fizycznej. To samo dzieje się w snach - często w śnieniu wchodzimy w stany poszerzonej świadomości, ale gdy się budzimy, to zazwyczaj(?) nie pamiętamy o tym, że w snach znajdujemy się w stanach zmienionej lub poszerzonej świadomości. Nie pamiętamy, ponieważ jesteśmy zbyt przywiązani do wielu przekonań i rządzi nami nasze ego o skostniałej i mocno ograniczonej świadomości.

A zakres naszej świadomości jest nieskończony, więc otwartość i ufność na procesy, których doświadczamy wchodząc w stany poszerzonej świadomości są niezbędne, żeby nie tylko w nich wytrwać - utrzymać się, ale również, by nas wzbogacały, rozwijały i pomagały nam w praktyce dnia codziennego stawać się coraz bardziej świadomymi.

Każde przyszłe istnienie jest zależne od tego, jaki mamy stosunek do śmierci i jakie są nasze wibracje...

___________

Kiedy po przebudzeniu opowiadałam ten sen Magdzie, powiedziałam, że kojarzy mi się on z "przebudzeniem śpiących rycerzy". Wtedy Magda mnie zapytała: a kim są "śpiący rycerze"? Odpowiedziałam, że są strażnikami...


FALLUSOWY KAMIEŃ

Na początku lipca znalazłam kamień w strumieniu. Piękny, dziwny kamień, który przypominał mi tłuczek do moździerza... i wzięłam go ze sobą. 

Po powrocie rozpakowywałam się, położyłam kamień na stole. Leżał, a ja nie zwracałam na niego zbytniej uwagi. Zostawiłam w domu i znów wyjechałam na kilka dni - prowadziłam warsztat dla kobiet integracji Animy i Animusa. Kiedy wróciłam do domu i spojrzałam na leżący na stole kamień dostrzegłam na tym kamieniu wyraźne linie, które podkreślały jego symboliczne znaczenie jako fallusa. I zdałam sobie sprawę, że mam oto przed sobą "swojego fallusa".

Wówczas 15. lipca miałam pierwsze śnienie z kamieniem...
Śniłam kilka snów, w których byłam mężczyzną. Doświadczałam bycia mężczyzną w różnych sytuacjach i rozpoznawałam energię i naturę "męskich" wzorców myślenia i działania np.:
- widziałam, co powoduje przekonanie o sile, mocy mężczyzny z powodu posiadania fallusa.
- obserwowałam i uczestniczyłem w różnych sytuacjach, w których mężczyźni prowadzą między sobą walkę i gry oszukując siebie wzajemnie i raniąc tylko po to, by wykazać się swoją wyższością (sprytem, inteligencją, fizyczną sprawnością itp.) nad innymi. W ten sposób rywalizując ze sobą i walcząc o zwycięstwo...

Wzorce, które przejawiały się w tych snach to wzorce ze "strefy" Animusa odciętego od Animy, który chce nad nią "panować", górować... Te wszystkie wzorce, które się przejawiały były do przyjęcia przeze mnie i zintegrowania w wewnętrznej Przestrzeni. Doświadczałam niesamowitej magii pozwalającej mi na rozpoznawanie natury Animusa i integrowanie go z wewnętrzną Animą.

- Jeśli chcesz wyjść z koła sansary, zintegruj w sobie wszystkie wzorce ze wszystkich "sześciu światów" sansary. Przyjmując je w siebie, niejako doświadczając świadomie skutków tych wzorców w swojej wewnętrznej Przestrzeni transformujesz je... w MIŁOŚĆ i zrozumienie. 
"A zrozumienie prowadzi do wyzwolenia" - cytat z Tybetańskiej Księgi Bardo.
Dokładnie to samo dotyczy tzw. matrixa.





SZMARAGDOWI RYCERZE

sen z 17. czerwca
jakaś społeczność, grupa ludzi; wspierałam tych ludzi, aby się uwolnili, bo jacyś czarownicy niektórych ludzi uśmiercali, a potem ich wskrzeszali. W pewnym momencie z całej tej społeczności uformowała się wielka kolumna. Spłynęło na nas srebrzyste światło z delikatnym odcieniem (poświatą) zielono-szmaragdowym.Wszyscy wyglądaliśmy jak rycerze. To był rodzaj ochrony, aby nikt nie wiedział. że wszyscy udajemy się do innego świata.

poniedziałek, 6 lipca 2015

MEDYTACJA - MOTYL NIESKOŃCZONOŚCI



6. lipca 2015
wizja w świadomym śnieniu na jawie:

W zasadzie jest to proste ćwiczenie transformacyjne, które pomaga harmonizować obie półkule mózgu, ale także dwie strony naszych ciał...
Pozwala na harmonizowanie tego, co "męskie" i żeńskie" w nas czyli tzw. Animy i Animusa...

1. Najpierw trzeba wyobrazić sobie pojedynczego MOTYLA NIESKOŃCZONOŚCI:







2, Kolejny krok polega na skupieniu uwagi, swojej świadomości w jednym punkcie. ,Następnie w wyobraźni wybieramy dowolny punkt - jak "maleńki wagonik na torze nieskończoności" i zaczynamy nim "poruszać się po tym torze" - Motylku Nieskończoności. Najpierw w jednym kierunku. Po kilku minutach zmieniamy kierunek i punkt porusza się w odwrotnym kierunku.

3. Kolejny krok polega na skupieniu uwagi, swojej świadomości w dwóch przeciwległych (symetrycznie położonych względem siebie) punktach, które są jak dwa "maleńkie wagoniki na torze nieskończoności".


I oba punkty (A i B) jednocześnie zaczynają poruszać się w dwóch różnych (symetrycznych) kierunkach - jakbyśmy dwiema dłońmi rysowali tego Motyla podnosząc najpierw obie do góry, potem dłonie mijają się, opadają w dół, zawijają i znów są podnoszone do góry. Ten Motyl ma dwa skrzydła.

4. Kolejny krok wymaga wyobrażenia sobie podwójnego Motyla Nieskończoności z czterema skrzydłami. 

I teraz także "startujemy" z dwóch symetrycznie ułożonych punktów wykonując w wyobraźni ruch tymi dwoma punktami - "wagonikami na torze" Motyla Nieskończoności...

Na początku można rysować w wyobraźni niezbyt dużego motyla, którego centrum umieszczamy w lub na poziomie tzw. trzeciego oka. Później możemy rysować coraz większego Motyla punkt centralny umieszczając w sercu. A dalej niech niesie cię twoja własna wyobraźnia i intuicja...

W dalszej części można w wyobraźni rysować sobie różne kształty - o innej geometrii toru tego Motyla np.:



Efekty mogą być bardzo zaskakujące, ponieważ to ćwiczenie może mocno poszerzać stany (zakres) naszej świadomości. Dzieje się tak z powodu łączenia - udrażniania połączeń neuronów prawej i lewej półkuli, a także synchronizowania ze sobą wibracji energii prawej i lewej części ciała. 



Pięknych efektów tej praktyki życzę... tym, którzy zechcą z tej "medytacji" skorzystać.


Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ The Human Butterfly Crop Circle Evolution Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ

czwartek, 2 lipca 2015

CORAZ BLIŻEJ DO... MILCZĄCEJ WIEDZY

02.07. 2015

Budziłam się z odczuciem głębokiego zrozumienia, a po przebudzeniu czy może nawet w trakcie przechodzenia ze śnienia w jawę, pojawiło się odczucie, że niemożliwe jest uchwycenie tego zrozumienia tak, jak 'cisza, milczenie, pustka' nie mogą być uchwycone przez umysł ani przez inne słowa, prócz tych, które je symbolizują: 'cisza, milczenie, pustka'. Opisy ich są interpretacją umysłu, które nie oddają w pełni ich natury. Ich naturę można "zrozumieć" poprzez doświadczanie ich. Zrozumienie takie również jest pozasłowne. Bo to jest nie do opisania słowami. Możemy używać wyłącznie symboli, przenośni, porównań na opisanie tegoż pamiętając, że jest to jedynie próba uchwycenia tego w sposób symboliczny, a to tylko zbliża nas do... Milczącej Wiedzy.

08.07.2015
O UMYŚLE...

Jakiekolwiek słowa zechcesz użyć na opisanie siebie, każde będzie opisywać jakąś cząstkę ciebie. Dla mnie jesteś doskonały taki, jaki jesteś, że wszystkimi swoimi przejawami w każdej formie: wzoru, myśli, słowa... w każdej cząstce osobno i we wszystkich oddzielnych cząstkach... Jesteś także wszystkimi swoimi cząstkami... I sam to sobie mówisz, kochany umyśle.

A to, co mówimy sobie, utrzymuje nas w złudzeniach. Wszystkie złudzenia są oparte na różnych sposobach: wzorach, myślach, słowach, jakich używamy komunikując się ze sobą,  mówimy do siebie. I wybieramy, w które z nich wierzymy... albo przyjmujemy je wszystkie takimi, jakie są.

To Ty, kochany UMYŚLE, tworzysz rzeczywistość kreatywnych iluzji...


"Ja sama jestem snem. Sny takie, jak my, są nietrwałe, gdyż tylko nasza nietrwałość pozwala nam istnieć. Nic nas nie zatrzymuje poza snem."

piątek, 1 maja 2015

ŚWIAT "SYSTEMU... DZIEWIĄTKOWEGO" I DŹWIĘKI...


Kilka dni temu, w śnieniu „widziałam” świat, ten "nasz" świat, który jest 'światem systemu dziewiątkowego', choć nazywanym jest 'światem systemu dziesiętnego'. Nazywany jest 'światem systemu dziesiętnego', ponieważ… jego podstawę tworzą cyfry:


0,1,2,3,4,5,6,7,8,9

i jest ich niby dziesięć, ale po pierwsze jest ich dziewięć plus zero, a po drugie cyfra 10 jest już jedenastą cyfrą i jest w pewnym sensie cyfrą - formą ‚scalającą’ czyli umożliwiającą uzyskanie pełnej harmonii, współbrzmienia wszystkich pozostałych dziewięciu cyfr od 1 do 9 poprzez dodanie 0 (zera) do 1 (jedynki). 1 + 0 to... cyfra 10, która w jakimś sensie „kończy dzieło” w tymże świecie i „przenosi” do… następnego świata. Ale to jest bardziej ZERO jako "brama" do następnego świata, ponieważ 10 to 1 + 0. (Nie wiem, jak to inaczej wytłumaczyć, więc na tym poprzestanę ;-} ).

O dźwiękach:

1. W trakcie tej wizji  zaczęły wydobywać się ze mnie dziwne dźwięki. Czułam, że płyną z mojego serca i wypełniają całe moje ciało i wypływają we wszystkich kierunkach gdzieś w kosmos. Mój przyjaciel zaczął grać na mandolinie. Wiedziałam, że dźwięki ze sobą cudownie zaczynają współbrzmieć, te tutaj i te w kosmosie. Poczułam ogromny przepływ energii. Byłam skupiona i skoncentrowana maksymalnie na tych dźwiękach, ich wibracji. Czułam je całą sobą. Słyszałam dźwięki bębnów płynące i odbijające się echem z głębi kosmosu...

2. poczułam wówczas, takie dźwięki i takie wibracje, jakich wcześniej nigdy jeszcze nie czułam. I zaczęłam wydawać z siebie te dźwięki i widziałam ich energie i drgania, chociaż czułam siebie, ale tak, jakbym znikła, jakbym sama stała się tą wibracją. 

Zrozumiałam, że mam dostrajać swoje ciało do tych dźwięków. Że będę śpiewać nowe dźwięki i pieśni płynąca z serca, wibrujące w moim ciele.

3. Spojrzałam na półkę, na której leżało dużo różnych dziwnych rzeczy i sięgnęłam po zakurzony instrument, Był dziwny i niepodobny do żadnego znanego mi instrumentu. Był zrobiony jakby z jakiejś skóry zamszowej w kolorze szarym albo czarnym. Miał kilka otworów do dmuchania w nie. Gdy przyłożyłam do ust jeden z tych otworów i dmuchnęłam, z instrumentu zaczęły płynąć niesamowite, piękne dźwięki.

4. Najpierw utrzymywałam długo jeden dźwięk, który płynął przez “moje centrum”. W pewnym momencie pode mną, w zasadzie jakby pod całym pokojem, w którym byłam, otworzyło się coś… jak głęboka studnia, z której wypływał ogromny słup światła, krystalicznie czystego, uzdrawiającego, transformującego. I w tym momencie nastąpił wybuch światła... jakby z głębokiej studni połączonej z sercem Ziemi wytrysnął ogromny słup kryształowej energii i cześć tej energii poleciała hen w kosmos, a część zaczęła tryskać jak fontanna, spływać na ziemię i rozlewać się po całej Ziemi.  Wiedziałam, że ta energia wybuchła w różnych miejscach na Ziemi i rozlewa się wszędzie, na całej jej powierzchni… To nie był sen. Nie widziałam żadnych wzorców w tym świetle ani wokół.

Wiedziałam, że w tym momencie na całej Ziemi wybuchło wiele takich Źródeł, a energia z nich wypływająca jak świetlisty "potop" zalewa całą Ziemię.
(...)
Zrozumiałam, że w naszych czaszkach jest zapisana wiedza z historii ludzkości, tak, jak w naszym DNA i komórkach ciała, a także we wszystkich “warstwach” naszych ciał i mózgach oraz kościach. Także w sercach. To wibracje. Niektóre były mocno “poblokowane” i zaburzone. Można je oczyszczać transformując i… roz-wibrowując ciała, dopasowując je do wydawania coraz czystszych dźwięków. 

5. Wydawałam dźwięki i pieśni, które płynęły z serca, przepływały przez moje ciało. Czułam, że te dźwięki harmonizują energię w przestrzeni i przenoszą nas w stan poszerzonej świadomości. Utrzymują energie w harmonii i... uzdrawiają. W tym stanie, wszyscy jako indywidualne istoty, możemy mieć "swoje" dźwięki, ale współbrzmią one w tej innej "wymiarowości" w sposób całkowicie harmonijny.

Czułam uzdrawiającą moc tych dźwięków. Czułam, że uzdrawiają one mnie samą w innych i innych we mnie...

Wszystko jest doskonałe. WSZYSTKO. Wszystko współgra i współbrzmi ze sobą w całkowitej harmonii.

6. w nocy wydawałam z siebie jeszcze inne, nowe dźwięki, które rozwibrowywały moje ciało. Czułam jak potrzebowało ono tych dźwięków, by ból, który pojawił się w ciele miesiąc temu, mógł teraz zostać "uleczony"… Dziś fizycznie czuję się lepiej, ale wiem, że mam nadal rozwibrowywać tymi dźwiękami ciało.

7. Znów intensywniej poczułam swój lotos serca, który pragnął wydawać dźwięki najczystszej, wszechogarniającej miłości. Zaczęłam śpiewać. Śpiewałam po kolei różne pieśni, takie których kiedyś się nauczyłam, takie które do mnie kiedyś przyszły ("z kosmosu" mojego głębokiego wnętrza). Przyjmowałam te wibracje wszechogarniającej miłości, by mogły być wyśpiewane przez moją duszę, poprzez moje serce i ciało, dla uzdrowienia mnie samej w innych i innych we mnie… i naszego łączenia się w Jedno lub w Jednym... I nagle znów poczułam ogromne poruszenie w moim ciele na wszystkich jego poziomach.

8. Po pewnym czasie ten punkt centralny ekspandował i całe moje ciało znikło i stałam się przestrzenią pustki, ciemności - ogromnej, kosmicznej "jaskini" bez granic. Czułam bardzo subtelne, delikatne wibracje, które zaczęłam słyszeć jako dźwięk dochodzący skądś... z daleka, a jednocześnie czułam te wibracje w sobie i w centrum (miejsce w centrum serca?). I czułam te wibracje jako subtelny, piękny, krystaliczny dźwięk pustki w sobie. Wibrowałam nim cała i cichutko zaczęłam go śpiewać.

Ten dźwięk brzmiał wszędzie i odbijał się echem... coraz dynamiczniej... Częstotliwości zdawały się lekko różnicować i zgęszczać w tej przestrzeni pustki... Mimo to cały czas utrzymywałam ten jeden, krystaliczny dźwięk centrum... 

____
I zauważyłam coś jeszcze: podobieństwo brzmienia dwóch słów:
dzi(e)wię(ć) i dźwię(k)... jak "dźwię(ć)" i dźwię(k)...
I inne słowo też bliskie... tym dwom: DZIĘKI. :-)

wtorek, 28 kwietnia 2015

"KIECKA" FIZYCZNEGO PRZEJAWU ISTOTY LUDZKIEJ

Kiedy zasypiam, pełna ufności otwieram się na pustkę, „nicość”… Poddaję się... Zanikam... Tak jakbym umierała... 

Zanikam, ale istnieję... "na różne sposoby" i pojawiam się... przejawiam "na różne sposoby"...

Czasem mam jakieś sny, ostatnio zazwyczaj jakby chwilę przed przebudzeniem. 

Ostatnio w śnieniu łączyłam i harmonizowałam ze sobą dwa bardzo różne światy z różnych czasoprzestrzeni.  Budziłam się - przechodząc płynnie "granicę" między tzw. snem i jawą, a odczucie ogromnej harmonii, miłości 'pozostały we mnie'. I kontynuowały się... 

I miałam także ostatnio po raz kolejny takie doświadczenie, że tuż przed przebudzeniem byłam bardzo świadoma tego, że wnikam w pewną formę fizyczną – „moje” ciało, a kiedy w nie tak wnikałam, odczuwałam, że „rekonstruuje się” w tym momencie pewne kontinuum związane z tym konkretnym fizycznym ciałem, ale także z jego wszystkimi innymi poziomami (ciałami). Czułam jakbym jako... świadomość zakładała „kieckę” ludzkiej formy (osoby) – istoty ludzkiej. W tym 'doświadczeniu', w tym, co się zadziewało... czułam, że 'zmieniałam' swoją 'formę' albo raczej... świadomość przybierała 'nową-starą' formę. I czułam, widziałam, wiedziałam. że właściwie mogłabym wejść w taki sposób w każde ludzkie ciało, ponieważ wszyscy jesteśmy... jednym ludzkim ciałem w wielu wersjach (w różnych stanach) o zróżnicowanej pamięci kontinuum... historii uznawanych za osobiste doświadczenie. I wiedziałam, że wszyscy budząc się ze snu robimy to samo… tylko nie wszyscy jesteśmy tego świadomi...

Ale w tym ciele, w którym obecnie „najintensywniej” jestem i przejawiam się… jakoś obecnie jest mi „najwygodniej” – ta „kiecka” obecnie mi najbardziej „pasuje”… choć nie wiem, dlaczego? A może już wiem?

I każdej i każdemu z nas dokładnie to ciało fizyczne, ta forma, która jest nam dana (z jakiegoś powodu) "pasuje" najbardziej. I w każdym ciele fizycznym przejawione jest... to samo - świadomość... I każda i każdy z nas odczuwa tak samo bycie sobą... na różne sposoby - o zróżnicowanej pamięci kontinuum... historii uznawanych za osobiste doświadczenie.  To one konstruują nasze indywidualne i często osobne tzw. tożsamości. A im mocniejsza tożsamość z myślami i emocjami czy "rolą", którą odgrywamy, tym "silniejsze" tzw. ja-ego oraz "głębsze" oddzielenie od Całości, którą wszyscy razem JESTEŚMY... W tym oddzieleniu gramy "swoje role"... A gdy ktoś zbyt utożsamia się ze swoją "rolą", staje się… tą "rolą" czyli czymś, czym nie jest… Staje się… fantomowym przejawem swojej własnej iluzji – tożsamości pewnego ja-ego oddzielonego od tego czym jest w swej ISTOCIE.

- harmonizowanie - 


- zmiana formy - 

czwartek, 8 stycznia 2015

INTEGRACJA?

Śnię, a w tym śnieniu...
(...) nagle poczułam, że moje ciało dziwnie wibruje, że zachodzą w nim jakieś zmiany na wszystkich poziomach (energetycznym, mentalnym, psychicznym, fizycznym itd.). Chodziło o to, że zaczęło się dziać z nami coś takiego, co rozpoczęło proces integracji różnych „ras” czy rodzajów” istot ze sobą. Jakby wszystkie istoty w tym także ludzkie wzbogacały się wzajemnie swoimi doświadczeniami i wiedzą. Wszyscy stawaliśmy się nową istotą – kompilacją różnych rodzajów istot…