sobota, 13 marca 2010

O MATCE GALAKTYCE



Byłam Matką Galaktyką. Poczułam jej miłość. Ona kocha wszystkie swoje dzieci: Słońca, Mgławice… i wnuki: Planety i Księżyce… Także wszystkie Istoty kocha tak samo, nikogo nie wyróżnia. Z taką samą miłością traktuje te, które przedłużają swoją formę istnienia pożerając i unicestwiając inne formy jak i te, które mają taki sam szacunek do siebie samych oraz innych form i szukają przyjaznych sposobów współistnienia z innymi formami.

O spotkaniu z maskami buddyjskich Strażników.


Przyszły do mnie. Jakieś potwory...Wyglądały przerażająco. Przyjrzałam im się dokładniej. Były to maski. Straszne maski, przerażające...  Można by powiedzieć, że "potworne" i próbowały mnie straszyć. Wiedziałam, że to jest jakaś próba dla mnie. Skupiłam się na miłości. Wiedziałam, że nie chcę ich się bać, że nie dam się zastraszyć, więc się do nich uśmiechałam i czułam miłość. One coś buczały, wydawały dziwne dżwięki i straszyły, a ja śmiejąc się powiedziałam im, że się ich nie boję, że je kocham. Wiem, czemu służą, ale dla mnie nie są straszne, lecz piękne. No to wysłały do mnie jeszcze "straszniejsze". A moja reakcja była identyczna. Zaczęłam się śmiać, że mnie nie przestraszą, bo je kocham. I one wtedy zaczęły śmiać się razem ze mną i zaczęliśmy tańczyć razem. to był piękny, kosmiczny taniec.

A dopiero kilka dni póżniej zaczęłam szukać w internecie masek i okazało się, że te maski ze snu były takie, jak maski buddyjskie np. Mahakali... Bardzo podobne. I w różnych kolorach...




-> "buddyjscy strażnicy"...