7.września
Świadomy sen o wdzięczności. Dziękowałam za wszystkie formy, za
wszystkie idee, za wszystkie koncepcje, struktury, wszystkich mistrzów,
kapłanów, za religie, wojny religijne, za przemoc, walkę o racje, zmuszanie
innych do wiary w jakiekolwiek idee. Dziękowałam za to wszystko, obdarzałam
miłością i zrozumieniem. A potem uwalniałam to wszystko w sobie i widziałam,
jak wielkie poplątane węzły, które miały zróżnicowane częstotliwości drgań i
rytmy, które ze sobą wciąż „walczyły”, teraz rozwijają się i drgają z różną
częstotliwościami, ale w coraz większej harmonii. Uwalniałam to WSZYSTKO, co
mogłam POJĄĆ łącząc się z całym STWORZENIEM we wszelkich ideach, formach,
energiach oraz bytach materialnych i pozamaterialnych.
Wybaczałam WSZYSTKO SOBIE jako CAŁOŚCI (?!) Akceptowałam,
rozumiałam cały swój CIEŃ i przyjęłam z miłością. Wypełniłam CIEŃ miłością. Dzięki
temu stałam się uzdrowiona, uwolniona i połączona. Stałam się uzdrowioną
uzdrowicielką (?) Czułam wszystkie części siebie połączone Miłością. Wszystkie
czyli także te, które doprowadzały mnie wielokrotnie do zniszczenia oraz te,
które próbowały mnie doprowadzać do zniszczenia.
Kocham i rozumiem wszystkie istoty. Wybaczam sobie wszystkie
„muszę” i „powinnam”. Kocham siebie samą i każde odbicie tego kim i czym
jestem. Kocham siebie samą i każde odbicie tego kim i czym jestem…. Z taką
„mantrą” na ustach obudziłam się.