czwartek, 10 grudnia 2009

Kolejna śmierć


Byłam w obcym mieszkaniu, w gościach, gdzie znajdowało się sporo ludzi, znajomych i nieznajomych. Akurat stałam w przedpokoju, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam, by je otworzyć. Zamknięte były na łańcuch - zawleczkę łańcuchową (jak to dawniej bywało). Otworzyłam -uchyliłam drzwi, lecz nie odblokowałam łańcucha. Dostrzegłam za drzwiami mężczyznę, który jednym zdecydowanym pchnięciem otworzył drzwi zrywając łańcuchowe zabezpieczenie. Stanął przede mną z nożem w ręku i dżgnął mnie tym nożem. Spojrzałam na niego i powiedziałam:
Wybaczam Ci. I kocham Cię. Nie rozumiem, czemu to zrobiłeś, ale w tej chwili nie ma to znaczenia.
Mężczyzna był tak zaskoczony moją reakcją, że zobaczyłam w jego oczach jeszcze większe przerażenie. I zaczął wymierzać cios za ciosem raniąc głęboko moje ciało.

Powoli, oparta o ścianę przesuwałam się w kierunku podłogi, ale mówiłam do niego:
- Nie szkodzi. Nie ma znaczenia w jaki sposób umieram... Kocham Cię... i wybaczam Ci.
I osuwając się na podłogę czułam ciepło rozlewające się w moim ciele. Nie czułam bólu czy cierpienia. Byłam szczęśliwa, że nie poddałam się ani przerażeniu, ani rozpaczy, ani nienawiści. Byłam miłością.

A gdy się obudziłam, miałam odczucie radości "z dobrze zdanego egzaminu"...