To właściwie wizja w medytacji...
Znalazłam się we wnętrzu Słońca. W samym centrum. Byłam bardzo skupiona, skoncentrowana, właściwie to... zogniskowana. Miałam połączenie z Łonem Galatyki - Słońcem, którego wnętrze, podobnie, jak naszego jest Ciemne. Nie wiedziałam, w którym Słońcu JESTEM, czy tym "naszym" czy Galaktycznym Łonie, ale czuł.am je jakby pulsowały naprzemiennie... Czułam przepływającą przeze mnie energię o różnych częstotliwosciach. Wokół mnie krążyła energia podobna do Wielkiej Trąby Powietrznej, która zbierala z Przestrzeni różne... "stare śmieci", wzorce myślowe, idee, przekonania i "nasiona"... Czułam wielka obfitość Jej zawartości. Czułam, jak tę Trąbę tworzą cztery wiatry płynące z czterech kierunków i zawijające się i łączące się spiralnie ze sobą w Trąbie. Zwężona - najcieńsza część Trąby powietrznej kończyła się we mnie. Czułam miłość, najpiękniejszą ze wszystkich "boskich" kreacji. To była ewidentnie żeńska, Pramatczyna energia. Czułam, jak to wszystko, co zbiera Trąba, transformuje się we mnie na najczystszą miłość wszechogarniającą. Czułam nieskończony przepływ miłości i światła, które nie miało blasku. Czułam w sobie, stwarzałam w sobie i wokół siebie Przestrzeń połączenia z nieskończonym przepływem miłości. Promieniowała ze mnie energia, która na obrzeżach kuli, w której się znajdowałam, wybuchała blaskiem ognia. Ten ogień był ewidentnie męską energią, energią Ojca.
Doświadczałam ogromnej, intensywnej Transformacji. Moje ciało wibrowało dźwiękami i zaczęłam śpiewać. Nigdy wcześniej nie wydawałam z siebie takich dźwięków. Zrozumiałam i czułam energię, jaką podwójna Istota Słoneczna dostarcza dla Ziemi i innych planet, jak tworzy i płodzi życie. Doświadczałam totalnej ufności i wdzięczności. Energia Słońca dawała Przebudzenie nowego zrozumienia.
Czułam jak nasze Słońce łączy się ze Słońcem Galaktycznym - sercem, centrum naszej Galaktyki. Pulsowały oba, a ja raz byłam w jednym, a raz w drugim. I czułam chwilami, jakbym w obu była jednocześnie...
Przyszła do mnie pieśń...
Yum, Yum, Yum, Yumeni, WI-SAN... (łi-san)