28.września
Znów gęsta fabuła, jakieś sytuacje, uzdrawianie… ja byłam
uzdrawiającą, ale ludzie wokół mnie chyba o tym nie wiedzieli. Spotkałam
jednego, a później drugiego młodego mężczyznę. Znów inny świat, podobny trochę
do naszego, ale zdecydowanie inny. Obaj mężczyźni byli artystami, ale dziwnie
się zachowywali, jakby nie mieli żadnego połączenia z otaczającą ich
rzeczywistością. Robili dziwne konstrukcje. Jeden z nich zrobił konstrukcję –
dzieło sztuki, w które wplótł samego siebie i skoczył z nią do wody. Woda była
lodowata i pełno było w niej kry. Woda zaczęła zamarzać wokół tego mężczyzny. Widziałam, że ten mężczyzna za chwilę zamarznie na śmierć. Nie mogłam mu pomóc. Nie mogłam ingerować w jego świecie... Ale on zawołał o pomoc... I wtedy wskoczyłam do wody i podpłynęłam do tego mężczyzny i zatrzymałam się w pewnej odległości. Już mogłam mu pomóc, bo wołał o pomoc... Spojrzał
na mnie zaskoczony. Porozumieliśmy się telepatycznie. Podpłynęłam do niego bliżej. Patrzył
na mnie, jakby na coś czekał. Podałam mu rękę. Wydostałam go z stamtąd na brzeg i powiedziałam
mu, że mam mu coś do przekazania: że jeszcze ma parę rzeczy do zrobienia.
Przyjął to ze zrozumieniem. Potem w innym pomieszczeniu pracował dalej.
Siedziałam obok niego i mówiłam coś, ale w zasadzie cały czas śpiewałam. Miałam
wrażenie, że moje pieśni powoli roztapiają jego serce i przywracają go do
życia. Nawiązywałam z nim bardzo „delikatny”
kontakt.
I przypomniało mi się dziś właśnie, że kiedyś sama próbowałam popełnić
samobójstwo. Kiedy obudziłam się rano ogromnie rozczarowana, że jestem znowu w
tym świecie, usłyszałam głos, który mi powiedział, że muszę żyć, bo przyszłam
tutaj, żeby zrozumieć ten świat. Zrozumiałam w tym momencie, że śmierć fizyczna od niczego nie uwalnia. Że mam tu coś do załatwienia, a jeśli nie załatwię, to i tak będę musiała wrócić...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz