Zostałam razem z całym domem porwana przez tzw. kosmitów, którzy przetransportowali mnie statkiem kosmicznym jakby na inną planetę. A po wylądowaniu byłam w jakimś pomieszczeniu, w którym pojawili się jakby strażnicy, Byli to niby jacyś kosmici, którzy przybrali ludzką formę, żeby móc porozumiewać się ze mną. Poinformowano mnie, że zostałam porwana, by pomóc uzdrowić ludzi, którzy tutaj się znajdowali. Dwóch strażników prowadziło mnie przez długie tunele. Przechodziły one przez jakieś budynki i ogrody. Bo w częściach ogrodowych były przeszklone i widziałam w tych ogrodach siedzących w różnych pozycjach, także stojących albo snujących się się opieszale jak w somnambulicznym transie ludzi. Wreszcie doszliśmy do pomieszczeń, które wyglądały na laboratoria. W jednym z nich strażnicy pokazali mi słoje z jakąś (żółtawą?) substancją i powiedzieli, że mam tę substancję wstrzykiwać ludziom, bo to może przywróci ich do normalnego funkcjonowania. W tym momencie dotarło do mnie jak to w snach się zdarza, że na tej jakby innej planecie owi kosmici robili różne doświadczenia i eksperymentowali na ludziach. W wyniku tych eksperymentów ludzie stawali się bezwolni, bo dzięki temu mieli być "sterowalni" i poddani całkowitej kontroli owych kosmitów. Ale eksperyment nie bardzo się udał, bo ludzie ci stali się nieprzytomni, jakby martwi, choć ciała ich wciąż żyły. I gdy strażnicy wzięli sprzęt (pojemniki i strzykawki) i prowadzili mnie przez kolejne długie szklane korytarze - tunele, widziałam na zewnątrz ludzi, którzy zachowywali jakby byli czymś odurzeni, czegoś pozbawieni, nieobecni...
Zostałam wprowadzona do dużej sali, w której ludzkie ciała leżały poukładane w sterty jak worki rzucone jedne na drugie. Ludzie ci byli żywi, ale wyglądali na całkiem nieprzytomnych. Czułam i wiedziałam, że za pomocą eksperymentów, które były na nich przeprowadzane przede wszystkim zostali wyzbyci z miłości, empatii i samoświadomości.
Podeszłam do jednej sterty ciał. Na wierzchu leżało bezwładnie ciało kobiety. Nachyliłam się nad nią i dotknęłam z czułością jej pleców na wysokości serca. Czułam jak energia świadomości - miłości poprzez ten dotyk przepływa z mojego ciała do ciała kobiety i delikatnie je rozwibrowuje. Poczułam, że coś w jej ciele drgnęło, a ona zaczęła odzyskiwać przytomność i witalność. Poruszyła się, odwróciła głowę i spojrzała na mnie jakby nagle przebudziła się z głębokiego snu czy tzw. śpiączki.
W tym momencie jeden ze strażników zaczął na mnie krzyczeć, że nie wolno mi tego robić, że muszę postępować zgodnie z ich procedurami i mam robić tym ludziom iniekcje, nic innego nie wolno mi zrobić. A kobieta stawała się coraz bardziej przytomna - świadoma. Tele(m)patycznie przekazałam jej informację: "Przekaż to dalej, innym jeśli możesz." Ze spokojem spojrzałam na strażnika i powiedziałam, że ich metody nie uzdrowią tych ludzi. A jeśli nie pozwalają mi bym robiła to, co czuję, by pomóc tym ludziom, niech natychmiast odstawią mnie z powrotem do domu. Z jakiegoś powodu wiedziałam, że nie mogą mnie do niczego zmusić. I tak się stało - natychmiast znalazłam się z powrotem w swoim Domu.
*) glify to z zapisów Ludów ze Środkowej i Południowej Ameryki...