Kiedyś zaopiekowałam się dzikim niedźwiedziem, który "szalał" po centrum handlowym. Ludzie w panice uciekali przerażeni, ale ktoś był na tyle przytomny, że wezwał jakieś odpowiednie "służby porządkowe". Przedstawiciele tych służb po pojawieniu się na miejscu zastanawiali się, czy "potwora" uśpić i wywieźć gdzieś, czy raczej zastrzelić na miejscu. A ja w tym czasie - mimo licznych protestów i ostrzeżeń - podeszłam do zwierzęcia, zaczęłam z nim rozmawiać i wytłumaczyłam mu, że będzie lepiej dla nas obojga, jeżeli na chwilę pozwoli mi założyć sobie coś w rodzaju obroży i wyprowadzić się. Zwierzę pozwoliło i wyszłam z nim stamtąd prowadząc je "na smyczy"; była to tylko nasza umowa.
Potem zostaliśmy przyjaciółmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz