wtorek, 7 października 2025

DOŚWIADCZENIE SKRAJNYCH UCZUCIO-EMOCJI

 Miałam dziś piękny sen. Na początku zobaczyłam Cię z inną kobietą. Była psycholożką i byliście parą, właśnie weszliście w tzw. związek partnerski. Poczułam mieszankę skrajnych uczuć i emocji: ogromną przyjaźń i głęboką miłość do Ciebie oraz rozpacz z powodu utraty naszej przyjaźni tak ogromną, że nie mogłam jej wyrazić. Kiedy zobaczylam was razem, poczułam w ciele tę rozpacz. Nie zazdrość, ale rozpacz. Czułam, że ciało chce ją wyrazić jakby wewnątrz skowyczało, ale nie było w stanie wydać żadnego dźwięku. To było bardzo intensywne i bardzo męczące. Otwierałam usta, ale żaden dźwięk nie mógł się wydobyć. I mimo że po chwili zniknął obraz was obojga, wciąż czułam to samo. Trochę to trwało, nie wiem jak długo, bo czas nie miał tu znaczenia. Wreszcie jakieś piskliwie skrzeczące dźwięki zaczęły się pojawiać. Ale ciało wciąż wibrowało intensywnym drganiem energii powodującym niemal fizyczny ból. I po jakimś czasie zawyłam...

Znalazłam się jakby w pociągu, ale przestrzeń bardziej przypominała jakieś pomieszczenie z małym stołem po środku. Czułam, że gdzieś jadę siedząc w tym jakby pokoju. Oprócz mnie siedziały w tym "przedziale" trzy osoby: dojrzała kobieta przypominająca moją dawną znajomą ze studiów, jej partner i nieznana mi młoda kobieta. Każda z osób jakby reprezentowała inną interpretację historii naszej relacji związkowej. Ta młoda kobieta zaczęła opowiadać swoją interpretację naszej historii i wyrażała bardzo krytyczne oceny Margo, chociaż nie wiedziała, że siedząca obok niej osoba jest tą Margo, której ona nie znała, ale o której opowiadała. 

Nagle w pomieszczeniu znalazł się młody mężczyzna w ciemnym ubraniu. Siedział przy stole tyłem do mnie. Gdy młoda kobieta skończyła zdanie, on zaczął mówić: "Nic nie wiecie i nic nie rozumiecie. Miłość Margo była tak ogromna, że w przyjaźni z Tomkiem doświadczała skrajnych uniesień wynoszących wysoko w przestrzenie kosmosu, a tracąc przyjaźń za każdym razem gdy Tomek odchodził, doświadczała upadku w skrajną rozpacz, tak wielką, że nie była w stanie jej wyrazić. Doświadczała tak skrajnych uczuć i emocji, że jej ciało potrzebowało się do tego dostrajać... żeby mogło to przyjąć i zintegrować..."

I zobaczyłam w przestrzeni jakąś tabliczkę ze skomplikowanym geometrycznym wzorem, która była zapisem naszych wspólnych emocjonalnych doświadczeń w czasie całej naszej relacji. I nagle to wszystko poczułam w sobie. Jakby ciało mogło już to wszystko pomieścić. 

Wtedy ten mężczyzna wstał od stołu, odwrócił się do mnie i zobaczyłam, że jego ciało - twarz i dłonie są ciemno niebieskiego koloru. Nadal siedziałam, a on podszedł do mnie od tyłu, wyciągnął swoje dłonie, chwilę potrzymał nad moją głową i delikatnie dotknął mojej głowy. Potem równie delikatnie wyciągnął moje rozpuszczone białe włosy spod kurtki albo płaszcza, który miałam na sobie. Poczułam, że do tej pory ukrywałam je, a on w tym momencie wyjmując je na wierzch coś uwolnił. Budząc się z tego snu i nie patrząc na niego zobaczyłam go w sobie, że jest niebieskim buddą - uzdrowicielem, dzięki któremu gniew jest transformowany w mądrość lustrzaną. 

I zrozumiałam też (przypomniałam sobie :)), że chcenie, żeby być zawsze dobrym, nie jest wyrazem mądrości. Bo nie zawsze bycie dobrym jest działaniem całkowicie adekwatnym do sytuacji.  Nawet gdy wydaje nam się, że działamy ze współczuciem chcąc być dla kogoś dobrym, możemy mu zaszkodzić.

Czasami tylko myślimy, że działamy ze współczuciem, ale nie jest to działaniem mądrości, gdy nie widzimy jakiejś sytuacji klarownie - nie patrzymy na nią czystym umysłem - sprzed myślenia. A umysł nacechowany osądami, oczekiwaniami czy lękami albo pożądaniem zaciemnia czysty umysł emocją gniewu lub złości i uniemożliwia działanie lustrzanej mądrości. A tylko mądrość lustrzana sprawia, że nasze działania stają się spontaniczne, całkowicie adekwatnie do sytuacji i wolne od rezultatów działania...

Czysty umysł jest jak czyste lustro - odbija to, co znajduje się przed lustrem. A cokolwiek pojawia się przed czystym lustrem, lustro to odbija bez dokonywania jakichkolwiek osądów czy ocen, bez oczekiwań, że coś powinno być inne niż się pojawia. Wszystko, co się pojawia, dla czystego umysłu jest takie, jakie jest. I tylko czyste lustro zawsze odpowiada - reaguje mądrością zwierciadlaną spontanicznie i całkowicie adekwatnie do tego, co się przed nim pojawia.

Jeśli jednak lustro jest "zabrudzone", inni, którzy nas denerwują, irytują, złoszczą i uaktywniają w nas złość czy gniew, także sytuacje, które te emocje uaktywniają są obrazami wskazującymi na "zabrudzenia" naszego lustra - umysłu. Te "zabrudzenia" zniekształcają postrzeganą rzeczywistość. Są przejawem naszych iluzorycznych wyobrażeń o sobie i rzeczywistości.

A uświadomione zniekształcenia umożliwiają polerowanie lustra, dzięki któremu ujawnia się klarowne widzenie czystym umysłem tego, co się prze-jawia...



... ☺️💖🙏

czwartek, 13 stycznia 2022

INSTRUMENT Z 12. OCTAWAMI

 Widziałam instrument przypominający pianino albo raczej nowoczesne organy, które miały 12 tzw. oktaw, ale nie były to oktawy. Oktawa to tzw. interwał zawierający osiem kolejnych stopnia skali muzycznej. Ale w tym instrumencie interwał zawierał  dwanaście stopni. Pojëcie oktawa pochodzi z łaciny - octavo znaczy ósmy. A instrument, który widziałam we śnie, nie zawierał 8 dźwięków w interwale, lecz 12 (duodecima). I tych interwałów było 12. W sumie instrument obejmował skalę 12 interwałów po 12 stopni czyli w sumie 144 stopni - pojedyńczych dźwięków.

Oprócz tego instrument podobnie jak organy zawierał nie jedną, ale kilka klawiatur. Dokładnie nie pamiętam ile. Ale chyba 3 klawiatury każda po 4 interwały albo trzy z 4. interwałami.

Przy tym instrumencie siedziała kobieta, która umiała na nim grać. I miała uczyć mojego ukochanego - Risziwę gry na tym instrumencie.

środa, 8 sierpnia 2018

WIELOWYMIAROWA PIEŚŃ

 2018 rok.

W wizji widziałam w przestrzeni porozrzucane świetliste, kolorowe kulki. To były jakby nuty przestrzennego, wielowymiarowego zapisu jakiejś muzyki. Gdy te kulki pojawiały się w różnych miejscach tej przestrzeni i poruszały się, inspirowały mnie do wydawania z siebie dźwięków. Miałam odczucie, że odczytuję co najmniej czterowymiarowy zapis nutowy i śpiewam jakąś wielowymiarową pieśń. 

niedziela, 24 stycznia 2016

WYJŚCIE Z MROKU


I znów przyjmowałam w śnieniu bardzo mocne energie o bardzo intensywnych wibracjach, a one ciele, poprzez ciało rozluźniały się i zmieniały się wibracje tych energii. Zmiana, transformacja kolejnych wibracji.

wtorek, 29 grudnia 2015

KIM JESTEŚMY?



jesteśmy tym, 
w co wierzymy...

słowa...

kiedy przestajemy używać pewnych słów 
w myślach i w mowie, 
nasz sposób odczuwania - istnienia
ulega wielkim zmianom.

wtorek, 29 września 2015

DWA DOMY I DRABINA

Śniła się czerwona, bardzo długa drabina, która jednocześnie w jakimś sensie była mostem łączącym różne miejsca w przestrzeni, nie tylki pionowo, ale także poziomo... Drabinę tę można było ustawiać pod różnymi kątami. 
Drabina... Tu jeszcze skojarzenie z DNA, które potencjalnie może łączyć nas "ze wszystkimi miejscami w kosmosie"... ?

środa, 5 sierpnia 2015

KOBYŁA I ŁANIA...

Dwa sny śnione w odległości ponad miesiąca, ale mające ze sobą wiele wspólnego...

25.06.2015
Szłam ulicą małego miasteczka . Szłam tuż przy chodniku, który znajdował się po mojej prawej stronie. Mały ruch, ludzi na ulicy nie było. Upalny dzień. Zobaczyłam przed sobą leżącego na ulicy, tuż przy chodniku po prawej stronie konia. klik.

Szłam tym chodnikiem, który wcześniej znajdował się po mojej prawej stronie  i  tym razem zobaczyłam kobyłę leżącą  na chodniku. Z boku za chodnikiem znajdowała się spora przestrzeń zarośnięta trawą. Tam obok kobyły leżały dwa małe źrebaki. Zbliżyłam się do nich. Kobyła przed chwilą urodziła dwa źrebiątka i cała trójka leżała wykończona tym aktem narodzin. Pogłaskałam z czułością leżącą kobyłę i zbliżyłam się do mniejszego źrebaka. Jego także pogłaskałam czule. Spojrzałam na kobyłę - w tym moim spojrzeniu na nią było pytanie:
- Czy mogę pomóc?
- Tak - odebrałam jej odpowiedź.
Delikatnie wsunęłam ręce pod tylne nogi źrebaka i pomogłam mu wstać. Źrebak utrzymał się na nogach i stał. Przyszły mi myśli:
- Co dalej mogę zrobić? Czy ktoś mógłby mi pomóc?
I przypomniałam sobie, że szef firmy, w której pracuję, ma stadninę koni.
- Może do niego powinnam zadzwonić, on przecież na pewno ma kontakty do weterynarzy...?
I obudziłam się. 

Po obudzeniu się z tego śnienia, zrozumiałam, że nie mogłam pomóc kobyle i źrebakom, ponieważ nie zaufałam sobie, nie zaufałam jeszcze całkowicie w swoje połączenie, nie otworzyłam się na możliwość udzielenia wsparcia w całkowitym zaufaniu w wewnętrzne prowadzenie...

Potem zapomniałam o tym śnie aż tu nagle... kolejny sen...

30.07.2015
Zima. Patrzę przez okno i widzę, że na ulicach dużego miasta spadł śnieg, dużo śniegu. Śniegiem zasypane ulice i auta. Wieczór lub noc. Światło latarń lub Księżyca oświetla przestrzeń, więc mimo nocy jest dosyć jasno. Jacyś mężczyźni przesuwają odśnieżony samochód pchając go z dosyć sporą prędkością. Dużo przy tym zabawy mają. klik.

Jadę samochodem z jakimiś ludźmi. Kierowcą jest kobieta. Jedziemy wolno, bo ulica jeszcze nie odśnieżona. Wygląda na to, że jest wieczór, światło takie samo jak wcześniej, ale ruch na ulicy i na chodniku jak "w godzinach szczytu". Nagle zatrzymaliśmy się, ponieważ coś stuknęło w samochód. Kobieta prowadząca samochód wyszła na zewnątrz, by sprawdzić, co to było. Wróciła i powiedziała, że to róg jelonka stuknął o samochód. Zaczęłam się rozglądać. Na chodniku spostrzegłam spory tłumek ludzi otaczający łanię stojącą do mnie tyłem. Nie wiem, jak to możliwe, bo dzieliła nas spora odległość, ale zobaczyłam, że z jej pochwy wystaje maleńki róg jelonka. 

Wyszłam z samochodu, podeszłam do łani. Jej sierść i zad były czarne i błyszczały srebrzyście mieniąc się tęczowo-opalizująco w świetle latarń lub Księżyca. Czułam wielkie napięcie i spory niepokój, a może nawet strach łani. Wiedziałam, że łania rodzi, ale ma jakieś problemy. Pogłaskałam ją i poczułam przyzwolenie, zaproszenie, aby jej pomóc. Zaczęłam delikatnie, masować jej zad i okolice pochwy. Wiedziałam jak to robić, wiedziałam, jakiej pomocy łania potrzebuje i jak mogę to zrobić. Łania trochę się uspokoiła. Jej wagina zaczęła się powoli rozszerzać. Masowałam ją dalej, aż zaczął wyłaniać się łepek jelonka. Do tej pory łania stała, ale nagle osunęła się na ziemię zginając przednie nogi. Czułam, że łania potrzebuje innej pomocy. Uchwyciłam ją za zad i zaczęłam rozchylać jej "miednicę". Usłyszałam, jak łania wydała z siebie dźwięk aprobaty i wdzięczności. 

Koziołek wychodził... a między jego przednimi nóżkami pojawił się łepek małej sarenki. Stanowczo, ale też z wyczuciem trzymałam łanię w tym "rozwarciu". Kiedy koziołek i sarenka zaczęły razem wychodzić z pochwy, usłyszałam kolejny dźwięk - stęknięcie łani, który był informacją, że czas już, by poluzować ten uchwyt. Tak zrobiłam. Koziołek wyszedł cały, a teraz rodziła się sarenka...

W świetle widziałam czarną sierść łani. Jej wagina także była koloru czarnego. A nawet koziołek i sarenka. A sama łania... była bardzo duża, bardziej wyglądała na łosicę niż sarnę. Pomogłam jej urodzić bliźniaki: koziołka i sarenkę.

Poprosiłam stojących wokół ludzi, żeby zostawili zwierzaki w spokoju i pozwolili im odpocząć . 
- Gdy odpoczną, odejdą sobie tam, gdzie mają pójść. - powiedziałam.
I rzeczywiście, ludzie przyjęli te słowa ze zrozumieniem. Część stała nadal, a część się rozeszła...

Nie wiem, czy w tym śnie byłam człowiekiem, nie wiem w jakiej formie byłam w tym śnie... Jakbym była trochę bezosobowa...

08.08.2015

http://www.ifish.net/board/showthread.php?t=383248&highlight=black+doe