Miałam dziś piękny sen. Na początku zobaczyłam Cię z inną kobietą. Była psycholożką i byliście parą, właśnie weszliście w tzw. związek partnerski. Poczułam mieszankę skrajnych uczuć i emocji: ogromną przyjaźń i głęboką miłość do Ciebie oraz rozpacz z powodu utraty naszej przyjaźni tak ogromną, że nie mogłam jej wyrazić. Kiedy zobaczylam was razem, poczułam w ciele tę rozpacz. Nie zazdrość, ale rozpacz. Czułam, że ciało chce ją wyrazić jakby wewnątrz skowyczało, ale nie było w stanie wydać żadnego dźwięku. To było bardzo intensywne i bardzo męczące. Otwierałam usta, ale żaden dźwięk nie mógł się wydobyć. I mimo że po chwili zniknął obraz was obojga, wciąż czułam to samo. Trochę to trwało, nie wiem jak długo, bo czas nie miał tu znaczenia. Wreszcie jakieś piskliwie skrzeczące dźwięki zaczęły się pojawiać. Ale ciało wciąż wibrowało intensywnym drganiem energii powodującym niemal fizyczny ból. I po jakimś czasie zawyłam...
Znalazłam się jakby w pociągu, ale przestrzeń bardziej przypominała jakieś pomieszczenie z małym stołem po środku. Czułam, że gdzieś jadę siedząc w tym jakby pokoju. Oprócz mnie siedziały w tym "przedziale" trzy osoby: dojrzała kobieta przypominająca moją dawną znajomą ze studiów, jej partner i nieznana mi młoda kobieta. Każda z osób jakby reprezentowała inną interpretację historii naszej relacji związkowej. Ta młoda kobieta zaczęła opowiadać swoją interpretację naszej historii i wyrażała bardzo krytyczne oceny Margo, chociaż nie wiedziała, że siedząca obok niej osoba jest tą Margo, której ona nie znała, ale o której opowiadała.
Nagle w pomieszczeniu znalazł się młody mężczyzna w ciemnym ubraniu. Siedział przy stole tyłem do mnie. Gdy młoda kobieta skończyła zdanie, on zaczął mówić: "Nic nie wiecie i nic nie rozumiecie. Miłość Margo była tak ogromna, że w przyjaźni z Tomkiem doświadczała skrajnych uniesień wynoszących wysoko w przestrzenie kosmosu, a tracąc przyjaźń za każdym razem gdy Tomek odchodził, doświadczała upadku w skrajną rozpacz, tak wielką, że nie była w stanie jej wyrazić. Doświadczała tak skrajnych uczuć i emocji, że jej ciało potrzebowało się do tego dostrajać... żeby mogło to przyjąć i zintegrować..."
I zobaczyłam w przestrzeni jakąś tabliczkę ze skomplikowanym geometrycznym wzorem, która była zapisem naszych wspólnych emocjonalnych doświadczeń w czasie całej naszej relacji. I nagle to wszystko poczułam w sobie. Jakby ciało mogło już to wszystko pomieścić.
Wtedy ten mężczyzna wstał od stołu, odwrócił się do mnie i zobaczyłam, że jego ciało - twarz i dłonie są ciemno niebieskiego koloru. Nadal siedziałam, a on podszedł do mnie od tyłu, wyciągnął swoje dłonie, chwilę potrzymał nad moją głową i delikatnie dotknął mojej głowy. Potem równie delikatnie wyciągnął moje rozpuszczone białe włosy spod kurtki albo płaszcza, który miałam na sobie. Poczułam, że do tej pory ukrywałam je, a on w tym momencie wyjmując je na wierzch coś uwolnił. Budząc się z tego snu i nie patrząc na niego zobaczyłam go w sobie, że jest niebieskim buddą - uzdrowicielem, dzięki któremu gniew jest transformowany w mądrość lustrzaną.
I zrozumiałam też (przypomniałam sobie :)), że chcenie, żeby być zawsze dobrym, nie jest wyrazem mądrości. Bo nie zawsze bycie dobrym jest działaniem całkowicie adekwatnym do sytuacji. Nawet gdy wydaje nam się, że działamy ze współczuciem chcąc być dla kogoś dobrym, możemy mu zaszkodzić.
Czasami tylko myślimy, że działamy ze współczuciem, ale nie jest to działaniem mądrości, gdy nie widzimy jakiejś sytuacji klarownie - nie patrzymy na nią czystym umysłem - sprzed myślenia. A umysł nacechowany osądami, oczekiwaniami czy lękami albo pożądaniem zaciemnia czysty umysł emocją gniewu lub złości i uniemożliwia działanie lustrzanej mądrości. A tylko mądrość lustrzana sprawia, że nasze działania stają się spontaniczne, całkowicie adekwatnie do sytuacji i wolne od rezultatów działania...
Czysty umysł jest jak czyste lustro - odbija to, co znajduje się przed lustrem. A cokolwiek pojawia się przed czystym lustrem, lustro to odbija bez dokonywania jakichkolwiek osądów czy ocen, bez oczekiwań, że coś powinno być inne niż się pojawia. Wszystko, co się pojawia, dla czystego umysłu jest takie, jakie jest. I tylko czyste lustro zawsze odpowiada - reaguje mądrością zwierciadlaną spontanicznie i całkowicie adekwatnie do tego, co się przed nim pojawia.
Jeśli jednak lustro jest "zabrudzone", inni, którzy nas denerwują, irytują, złoszczą i uaktywniają w nas złość czy gniew, także sytuacje, które te emocje uaktywniają są obrazami wskazującymi na "zabrudzenia" naszego lustra - umysłu. Te "zabrudzenia" zniekształcają postrzeganą rzeczywistość. Są przejawem naszych iluzorycznych wyobrażeń o sobie i rzeczywistości.
A uświadomione zniekształcenia umożliwiają polerowanie lustra, dzięki któremu ujawnia się klarowne widzenie czystym umysłem tego, co się prze-jawia...
... ☺️💖🙏